Rok 2020 nawet w swojej nazwie był nachalny. To tak, jakbym podając Ci rękę przedstawiała się: Kasia Kasia Marczewska. Co byś sobie o mnie pomyślał? Właśnie. Ja też uważam, że 2020 zrobił wrażenie aroganckiego gościa, który za wszelką cenę musiał zaznaczyć swoją obecność. Choć wielu z nas chciałoby o nim zapomnieć, zapamiętamy go na długo. A żeby czas nie wypaczył w mojej wyobraźni tego drania, żebym za kilka lat nie mówiła, że „nooo dobra, ale przecież nie było aż tak źle”, piszę to podsumowanie. Dla siebie samej. Ku pamięci. Nigdy więcej 2020!
Ten rok naszego życia nadaje się na fabułę filmu. Scena pierwsza - idziemy przez las, słonko świeci, ptaszki śpiewają, trzymamy się za ręce. Scena druga - za drzewem czai się facet z nożem. Scena trzecia - szybka akcja, policja, ujęcie zbira, długie dochodzenie, wyczerpujący proces przed sądem a potem leczenie traumy. I mamy styczeń 2021. Zaczynamy wychodzić na prostą. Co tak naprawdę się wydarzyło, że niektórzy pytali nas, czy jeszcze prowadzimy tego bloga i kiedy będzie następny podcast? To może po kolei...
To będzie dobry rok, mówili
Otwieram swój papierowy kalendarz na pierwszym tygodniu stycznia 2020, a tam uśmiechnięte zdjęcie Maćka celującego obiektywem aparatu w moją stronę i podpis: „Uśmiechnij się! To będzie dobry rok!”. Ironia i sarkazm w czystej postaci. Kto by się wtedy spodziewał... Styczeń był naprawdę jak z bajki. Zaczęliśmy go od świętowania na Kaszubach, a potem gościliśmy nasze dwie przyjaciółki. Chodziliśmy na spacery i często siadaliśmy przy suto zastawionym stole. Snuliśmy plany, jakich to my rzeczy w tym roku nie dokonamy. W tym czasie nic jeszcze nie zwiastowało katastrofy.Gdy na receptę dostawało się antybiotyk, a nie test...
Ten pociąg dopiero się rozpędza
Leżałam, chorowałam i czekałam na swoje urodziny, które zwykle obchodzę w marcu. Od tego momentu wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Pamiętam, jakby to było wczoraj. 9 marca były moje urodziny. 10 marca spotkałam się z Martyną. 11 marca zamknięto szkoły i biblioteki i odwołano wszystkie nasze podróżnicze spotkania. Potem było już tylko gorzej.Turystyka zalicza Blackout i wiedzieliśmy, że lekko nie będzie
I właśnie wtedy - w marcu - dotarło do nas, co się wydarzyło i co to dla nas oznacza. Turystyka padła. Dosłownie - zaliczyła Blackout. A nasza Fundacja, której misją i celem jest promocja turystyki, z dnia na dzień została pozbawiona widoków na pracę w tym roku. Zaczęliśmy szacować, czy współprace, na które umówiliśmy się jeszcze rok temu, wystarczą nam na przetrwanie. Kiepsko to wyglądało.
Zapomnienia szukamy na Żuławach
W kwietniu po raz pierwszy obchodziliśmy święta z naszą rodziną na Skype. Przedziwne doświadczenie. Smutek i napięcie postanowiliśmy strząsnąć z siebie na Żuławach. I choć zwykle mówimy o nich, że to taki depresyjny krajobraz, bo leży poniżej poziomu morza, to tym razem zadziałał jak balsam na naszą duszę.Tego nie mogliśmy przewidzieć
Tymczasem przyszedł maj, czyli miesiąc, gdy mieliśmy wyjechać na umówiony wcześniej trip do Opola i Bruntala, do czego zachęciło nas Miasto Opole. Z powodu obostrzeń wyjazd przesunął się na bliżej nieokreśloną przyszłość, a tymczasem w maju wydarzyło się coś, czego się kompletnie nie spodziewaliśmy.Gdy śledząc internetowe newsy zastanawialiśmy się nad przyszłością turystyki, dotarliśmy do informacji, że wydawnictwa, które znalazły się w trudnej sytuacji, odcinają w pierwszej kolejności nakłady na... przewodniki. Wychodząc z założenia, że w dobie pandemii turystyka padła i nikt się nimi i tak szybko nie zainteresuje. Tymczasem statystyki naszego sklepu internetowego pokazywały coś dokładnie odwrotnego.
Tylko doskonałe jest wystarczająco dobre
Podniesieni na duchu z nową energią przystąpiliśmy do realizacji kolejnego projektu, który w naszych głowach mieszkał już od dawna. A skoro nie mogliśmy swobodnie podróżować, czas do jego stworzenia wydawał się idealny. Zaczęliśmy nagrywać Podcast Ruszaj w Drogę!Niektórzy twierdzą, że „zrobione jest lepsze od doskonałego”. Ta maksyma nigdy nie była nam bliska. My wyznajemy raczej zasadę twórców marki LEGO:
„Tylko doskonałe jest wystarczająco dobre”.
Krzywa się wypłaszcza, jedziemy na Mazury
Czerwiec i lipiec powitały nas piękną pogodą, jakby na osłodzenie naszych zmartwień i trosk. Powszechnie powtarzana plotka głosiła, że latem wirus się nie rozprzestrzenia, krzywa się wypłaszcza, a życie wraca do normy. Niektórzy nawet w to uwierzyli, co brutalnie zweryfikowała pani jesień, ale wtedy nikt o tym jeszcze nie myślał. Każdy cieszył się chwilą oddechu, turystykę lekko odkorkowano, co przełożyło się na jeszcze większą sprzedaż w naszym sklepie. Nieco uspokojeni wyruszyliśmy w drogę, aby zebrać materiał i napisać nowe przewodniki.W wakacje piszemy transgraniczny przewodnik
Potem, wypełniając wcześniejsze zobowiązania, udaliśmy się do Czech, a stamtąd do Opola. Czesi zachowywali się tak, jakby koronawirus nigdy nie istniał, co - nie ukrywam - trochę nas przeraziło. Wystarczyło bowiem przekroczyć niewidzialną niemal granicę z Polską i zajechać choćby do małego Prudnika, żeby poczuć różnicę. O ile w Czechach nie stosowano żadnych obostrzeń, odstępów czy maseczek, o tyle w Prudniku każdy najmniejszy nawet sklep miał wywieszkę z informacją o obowiązku noszenia maseczki oraz o tym, że w środku nie mogą przebywać więcej niż dwie osoby.Nadzieja przychodzi w sierpniu
Kręcimy film, czyli historia o tym, co nas przerosło
W sierpniu nie zwalnialiśmy tempa, bo nikt nie potrafił przewidzieć, jak długo potrwa „okno koronawirusowe”. Przewodnik „Ruszaj w Drogę na Malbork i Żuławy” spotkał się nie tylko z ciepłym przyjęciem turystów, ale dodatkowo został zauważony przez Pomorską Regionalną Organizację Turystyczną. Miasto Malbork zgłosiło go do konkursu, w którym można było wygrać kilkadziesiąt tysięcy złotych na jego promocję. I nasz wspólny wniosek zajął pierwsze miejsce! To oznaczało, że działamy dalej! W planach znalazły się kampanie w serwisach ogólnopolskich, dodatkowy tekst na naszym blogu, do tego podcasty i - uwaga - film! Tak, po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na szalony krok, żeby nagrać film o Malborku i Żuławach. To było coś nowego. To było coś wielkiego. I to było coś, co nas przerosło.Nikt się nie spodziewał, że nagranie filmu zajmie nam tyle czasu i pochłonie tyle energii. Ale było tam wszystko - plany wycieczek, skondensowana historia regionu, ujęcia z drona a nawet przebitki ze starych zdjęć przedwojennego Malborka. Do tematu podeszliśmy tak, jakby prawa do tego filmu miał od nas kupić co najmniej Netflix. A wszystko robiliśmy sami we współpracy z utalentowanym Mateuszem z Tczewa. Ponieważ jednak była to nasza pierwsza współpraca, toteż trochę czasu zajęło nam „dogranie się”. Jak wyszło? Wyszło tak, że zamiast jednego 10-minutowego filmu, który był w planach, wyszły dwa po kilkanaście minut. Efekt? Sam oceń!:
Te filmy śniły mi się po nocach, a pewnego ranka obudziłam się z płaczem krzycząc: „Już opublikujmy wreszcie te filmy! Nigdy nie skończymy ich robić!” Ale skończyliśmy. I dziś oglądamy je z przyjemnością marząc o tym, że - kto wie - w przyszłości - może powstaną kolejne odcinki o innych regionach Polski? O ile Mateusz będzie chciał jeszcze z nami pracować. Pamiętasz co pisałam wyżej? „Tylko doskonałe jest wystarczająco dobre” :D
W wywiadzie wyznajemy trudną prawdę
Sierpień przyniósł nam jeszcze więcej emocji. Na przykład zapomniałam o Maćka urodzinach, o których przypomniał mi Mateusz składając mojemu mężowi życzenia gdy tylko się z nim przywitał [kurtyna!].
Co by tu jeszcze zrobić? Zróbmy kolorowankę!
Marczewscy szczerze o turystyce na portalu Radia Zet
W październiku udzieliliśmy wywiadu dziennikarce Radia Zet, która wypytywała nas, co myślimy o turystyce, o podróżowaniu w pandemii i czy przypadkiem nie wyświadczamy niedźwiedziej przysługi polskim regionom wysyłając tam masy turystów.
Czy Wy się nigdy nie męczycie? Męczymy. W listopadzie.
W listopadzie byliśmy już bardzo zmęczeni. Naprawdę zmęczeni. Zmęczeni strachem, niepewnością, wahaniami nastrojów, wydarzeń i ogólnie brakiem kontroli nad naszym życiem. Ostatkiem sił kończyliśmy wydawanie kolorowanki, która pojawiła się w sklepie na Black Friday.
Bądźmy szczerzy - kolorowanka nie okazała się wydawniczym sukcesem. Przeszła praktycznie bez echa co przekonało nas, że sprzedanie przewodnika a sprzedanie kolorowanki to dwie zupełnie różne rzeczy i jeśli chodzi o to drugie, musimy się jeszcze sporo nauczyć. Tyle że w listopadzie nie mieliśmy już ani siły ani czasu aby wytłumaczyć czytelnikom jak ona działa i dlaczego nie ma takiej drugiej kolorowanki :) Bo kolorowanka to tak naprawdę książka i przewodnik dla dzieci w jednym - ma super moce, tylko trzeba wiedzieć, jak z nich korzystać.
Tak się zastanawiam, a może powinniśmy zostać przy tym, co potrafimy robić najlepiej - czyli przy pisaniu przewodników i porzucić innowacje?
Czy żałujemy, że poświęciliśmy czas na zrobienie kolorowanki "Pokoloruj Bieszczady"? Absolutnie nie! Mieliśmy ogromną frajdę przy jej tworzeniu. I wciąż wierzymy, że przyda się wszystkim dzieciom, które będą ruszać z rodzicami w Bieszczady.
Rzeczy, o których nie mówi się głośno
Historia o 2020 roku może Ci się wydawać trywialna. „W końcu nic takiego się nie stało”, „przetrwaliście”, „nie było tak źle”. Sama to sobie powtarzałam w grudniu, ale prawda była bardziej skomplikowana. Nie mamy w zwyczaju pisać o tym, co nam się nie udało, ani o ludziach, którzy nas zawiedli. Ale gdzieś tam w tle, pomiędzy kolejnymi wyzwaniami, działy się trudne rzeczy.
Po pierwsze mieliśmy wewnętrzny i moralny konflikt - bardzo chcieliśmy dzielić się pomysłami na wycieczki jak zawsze, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że w dobie pandemii jest to po prostu nie na miejscu. Po raz pierwszy odczuliśmy jak to jest, gdy nie możesz robić rzeczy, które są istotą Twojego życia. Czuliśmy się dosłownie tak, jakby ktoś wyrwał nam serce. Dlatego ograniczyliśmy naszą widoczną działalność i skupiliśmy się na pracy wewnętrznej, na którą przez ostatnie lata wciąż brakowało nam czasu. W czasie, gdy inni pokazywali, że podróżowanie w czasach pandemii jest możliwe, my daliśmy krok wstecz. Pokazywaliśmy nasze wycieczki, ale w tych przekazach trudno było odnaleźć entuzjazm. Sami to czuliśmy, więc postanowiliśmy, że nie będziemy ściemniać.
Po drugie coś się stało z ludźmi, których spotykaliśmy na naszej drodze. Ludźmi, którzy mieli nam pomagać, a tylko przysparzali nam zmartwień. Ile razy w życiu słyszałam:
„Kasia, przesadzasz”,
„Kasia, nie mierz wszystkich swoją miarą”,
„Kasia, nie możesz oczekiwać tyle od ludzi”.
Więc chyba za dużo oczekiwaliśmy. Sami dajemy z siebie tyle, ile to tylko możliwe w danych okolicznościach. Niezmiennie dziwi nas więc, że niektórzy ludzie, nawet jeśli chcą dobrze, to ostatecznie stają się przyczyną problemów, zamiast ich rozwiązaniem. I takich osób o dziwo spotkaliśmy w tym roku całkiem sporo.
Czy to pandemia ich tak zmieniła? Czy to nasze odczucie spowodowane podejściem „tylko doskonałe jest wystarczająco dobre”?
Co mogliśmy zrobić w takiej sytuacji? Jedynie wyciągnąć wnioski, że jeśli chcesz, aby coś zostało zrobione dobrze, musisz zrobić to sam.
Kasia, jak zwykle przesadzasz
Zatem jeśli w listopadzie byliśmy już bardzo zmęczeni, to w grudniu byliśmy już tak bardzo zmęczeni, że mnie przy równowadze trzymała już chyba tylko medytacja, na którą zapisałam się kilka tygodni wcześniej. To nie był dla nas dobry czas ani na pisanie na bloga, ani na aktywność w mediach społecznościowych. Pewnego wieczoru, gdy próbowaliśmy nagrać kolejny odcinek podcastu, a do wycięcia było więcej nagrania niż do publikacji, po prostu się poddaliśmy.
Nie chcieliśmy oszukiwać ani Ciebie, ani siebie samych, że przecież jest dobrze i jedziemy z koksem! Byliśmy tak zwyczajnie, po ludzku zmęczeni i nic już się nam nie chciało. Straciliśmy zdolność zarażania innych swoją pasją. Chcieliśmy już tylko doczekać końca roku i potem zastanowić się co dalej. Do tego jeszcze doszły choroby naszych bliskich, a potem przyszły święta, które znowu spędziliśmy sami w obawie o zdrowie nasze i naszych rodzin. „Kasia, przesadzasz” - znowu słyszałam to w głowie.
„Dobrze, przesadzam, niech tak będzie. Taka właśnie jestem - Kasia Przesadzająca” - i to też była dla mnie cenna lekcja, którą przyniósł mi 2020.
A jednak nie wszystko stracone
A nie mówiłam, że nasze życie w 2020 wyglądało jak w tej opowieści o spacerze do lasu, gdzie za drzewem krył się facet z nożem? Na szczęście uniknęliśmy ataku nożownika, choć czuliśmy już koło siebie jego obecność. Podsumowując 2020, choćbym sobie wmawiała, że przecież nie było tak źle, to nie oszukam tego, co było. A było ciulowo. Nie to miałam na myśli pisząc na pierwszej stronie kalendarza, że „to będzie dobry rok”. Szczerze? Był taki sobie.
Ale jestem też wdzięczna za wszystko, co się wydarzyło. Bo gdyby pogrzebać w tym popiele, to okaże się, że powstały nowe, fajne przewodniki, wyszło na jaw kto jest naszym prawdziwym przyjacielem, a kto tylko o tym mówi, wystartowaliśmy z nagrywaniem podcastów, a skoro mamy już profesjonalne studio, to wiadomo, że będziemy robić to dalej (wiadomo!), nagraliśmy dwa filmy, a jeszcze na koniec roku okazało się, że przewodnik „Ruszaj na Kociewie Świeckie” przyniósł Starostwu Powiatowemu w Świeciu nagrodę Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego w kategorii „ODKRYWCA 2020”.
No i wydaliśmy kolorowankę! A ja dzięki temu mogłam w końcu kupić sobie porządne kredki, o których już od dawna marzyłam!
W drugiej połowie roku pojawiły się też rozmowy o nowych projektach z partnerami, którzy w jakiś magiczny sposób byli w stanie wygospodarować środki na taką współpracę. Jednak kierując się wewnętrznym poczuciem odpowiedzialności i rzetelności wiedzieliśmy, że w tym roku nie damy rady zrobić tego dobrze. Sprawy prawne i podatkowe w Fundacji już od dawna wołały o naszą uwagę i fakt, że w końcu się nimi zajęliśmy, dopisuję do listy sukcesów. Zaczęliśmy też pracować nad nowymi rzeczami, o których - przy dobrych wiatrach - pochwalimy się w tym roku na blogu.
Ostatecznie też przez cały rok mieliśmy co jeść, mogliśmy terminowo płacić rachunki, a nasza miłość jeszcze się pogłębiła. Nawiązaliśmy wspaniałe relacje z naszymi
Darczyńcami, a kot sąsiadów wykorzystał każdą okazję, aby wkraść się do naszego domu i przesypiać w nim długie godziny. Nauczyliśmy się nowych rzeczy, przeszliśmy przyspieszony kurs rachunkowości, a nasze książki po raz pierwszy trafiły do miejskich i wiejskich bibliotek na południu Polski.
Dzięki 2020 wiemy już, że jakikolwiek będzie ten rok, to też damy sobie radę.
Otrzepujemy kurz z ramion i idziemy dalej pisać dla Ciebie nowe przewodniki.
Kto wie, może faktycznie za kilka lat stwierdzę, że jednak ten 2020 nie był taki zły?
Ale dobrze, że już się skończył.
🔥 WSPANIAŁA WIADOMOŚĆ! 🔥 Pierwsze wydanie przewodnika "Ruszaj na Kociewie Świeckie" WYGRAŁO! 🔥 Nagrodził je Marszałek...
Opublikowany przez Ruszaj w Drogę Piątek, 20 listopada 2020
Poczytaj jeszcze. Zobacz jak się zmieniamy
Od ośmiu lat, regularnie w pierwszym miesiącu roku robimy takie podsumowania. Widać w nich jak rośniemy, jak się rozwijamy i jak w każdym podsumowaniu zwracaliśmy uwagę na coś innego:
- Podsumowanie roku 2019: Czy warto było pisać przewodniki?
- Podsumowanie roku 2018: Co zwiedziliśmy razem?
- Podsumowanie roku 2017: 7 ciekawych miejsc, które zwiedziliśmy
- Podsumowanie roku 2016: dziękujemy, że byliście z nami
- Podsumowanie roku 2015: Jak to zrobiliśmy we dwójkę?
- Podsumowanie roku 2014
- Podsumowanie roku 2013
- Podsumowanie roku 2012
2020 był fatalny. I właściwie 2021 też jakoś dobrze się nie zaczął... Ale nieważne jak źle by nie było, zawsze znajdą się jakieś pozytywy. Cieszę się, że pomimo tych wszystkich przeciwności losu, udało Wam się tyle osiągnąć. Może chcielibyście więcej, ale z drugiej strony przecież lepsze coś niż nic. Miejmy nadzieję, że 2021 nie będzie tak trudny jak jego poprzednik.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.