Dobrze Ci radzę - nigdy nie chodź do restauracji w naszym towarzystwie. Znajomi, którzy zlekceważyli tę przestrogę, przekonali się na własnej skórze o sile ciążącej na nas klątwy. Do pamiętnika zapisujemy sobie każdy przypadek, gdy: zamówione danie w
ogóle do nas przyszło, nie było pomylone, zimne, przypalone, niesmaczne,
czy niestrawne.
Długo się zastanawiałam, czy w ogóle podejmować ten temat w Przypadkach #wDrodze. Cyklu, w którym opowiadam o moim i Macieja życiu w drodze oraz cieniach i radościach podróżowania we dwójkę. Ale przecież nie można uciekać od niewygodnych tematów, prawda? Nawet jeśli dotyczą tylko restauracji.
O mnie potrafili zapomnieć nawet pracownicy wielkiej sieci fastfoodowej! Lądujące na stole danie, którego się nie zamawiało, to jeszcze pół biedy. Przynajmniej przyszło. Ale naszą specjalnością jest czekanie na jedzenie, które czasem przynoszą, a czasem nie.
Podchodząc do sprawy naukowo i szukając przyczyn takiego stanu rzeczy, musiałam dojść do wniosku, że my z Maćkiem po prostu jesteśmy klientami, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają na "nieawanturujących się". Tacy wiesz - cisi, spokojni i pokornego serca. Stąd nikt nie zaprząta sobie głowy naszym zamówieniem. Kelner sądzi, że nie ma rygoru i nie poniesie konsekwencji. Choć tu akurat czasem bywa w błędzie...
Ogólny fatalny standard obsługi knajp i restauracji nie może być uzasadnieniem. Jeśli tak by było, to dlaczego na przykład cała grupa blogerów podróżniczych czekających na obiad wreszcie go dostała, zjadła ze smakiem, a my jako jedyni nadal nie? Nie uwierzysz - kelner zapomniał AKURAT o naszym zamówieniu.
Ostatecznie korzystamy z jedynego sensownego wyjścia. I o tym jest dzisiejszy obrazek.
"Czarna czy biała?"
Dla mnie oczywiście zawsze czarna. Dla Maćka wiadomo - biała. Po czym przynoszą i bez pytania stawiają przed nami dwie parujące filiżanki.
I ZAWSZE na odwrót!
Polecamy też cykl: Rozmowy #wDrodze o naszych podróżach po Polsce i specjalny felieton na cześć kawy:
Długo się zastanawiałam, czy w ogóle podejmować ten temat w Przypadkach #wDrodze. Cyklu, w którym opowiadam o moim i Macieja życiu w drodze oraz cieniach i radościach podróżowania we dwójkę. Ale przecież nie można uciekać od niewygodnych tematów, prawda? Nawet jeśli dotyczą tylko restauracji.
Dlaczego nie piszemy na blogu o restauracjach?
Nie pamiętam już kiedy to się zaczęło ani jak dotarło do nas, że generalnie jeśli chodzi o jedzenie, to coś z nami jest nie tak. Poważnie. W restauracjach albo o nas zapominają, albo gubią zamówienie, albo wszystko mylą.O mnie potrafili zapomnieć nawet pracownicy wielkiej sieci fastfoodowej! Lądujące na stole danie, którego się nie zamawiało, to jeszcze pół biedy. Przynajmniej przyszło. Ale naszą specjalnością jest czekanie na jedzenie, które czasem przynoszą, a czasem nie.
Podchodząc do sprawy naukowo i szukając przyczyn takiego stanu rzeczy, musiałam dojść do wniosku, że my z Maćkiem po prostu jesteśmy klientami, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają na "nieawanturujących się". Tacy wiesz - cisi, spokojni i pokornego serca. Stąd nikt nie zaprząta sobie głowy naszym zamówieniem. Kelner sądzi, że nie ma rygoru i nie poniesie konsekwencji. Choć tu akurat czasem bywa w błędzie...
Ogólny fatalny standard obsługi knajp i restauracji nie może być uzasadnieniem. Jeśli tak by było, to dlaczego na przykład cała grupa blogerów podróżniczych czekających na obiad wreszcie go dostała, zjadła ze smakiem, a my jako jedyni nadal nie? Nie uwierzysz - kelner zapomniał AKURAT o naszym zamówieniu.
Jesteśmy przeklęci. Powoli zaczynamy się z tego śmiać.
Po pewnym czasie przywykliśmy. Już nawet się nie denerwujemy. Cieszymy się za każdym razem, gdy przed nami na stole ląduje zamówiony przez nas obiad. I to w czasie krótszym niż godzina! Tam, gdzie możemy, staramy się brać sprawy w swoje ręce. Zamawiamy przy barze i tam stoimy i czekamy, albo intensywnie spoglądamy na krzątającą się obsługę, tudzież co jakiś czas, nauczeni doświadczeniem, dopytujemy się, czy aby nie zapomniano o NASZYM zamówieniu. I czy dobrze zanotowano.Ostatecznie korzystamy z jedynego sensownego wyjścia. I o tym jest dzisiejszy obrazek.
Kochamy kawę. I zawsze ją dostajemy. Na odwrót.
Na szczęście z kawą nie mamy tak dużych kłopotów. Na hasło "kawa" wszyscy kelnerzy w Polsce reagują spontanicznie:"Czarna czy biała?"
Dla mnie oczywiście zawsze czarna. Dla Maćka wiadomo - biała. Po czym przynoszą i bez pytania stawiają przed nami dwie parujące filiżanki.
I ZAWSZE na odwrót!
Poczytaj jeszcze
Zobacz poprzednie odcinki naszych rysunkowych przygód #wDrodze:
Tematy
O nas
Niefajnie. Nam się chyba nigdy nie trafiło, żeby nasze zamówienia było pomylone albo dostarczone w czasie wysoce przekraczającym wszelkie standardy. To drugie zdarzyło się chyba raz, czy dwa.
OdpowiedzUsuń