Geniusze zbrodni! Janusze kieszonkowców. Ukraść podpisaną tablicę magnetyczną na samochód. Level Master. Właśnie dlatego, że była podpisana i była tam nazwa bloga oraz strona www mamy nadzieję, że może z ciekawości, złośliwości albo z Bóg wie jakiego powodu, posiadacz tej tablicy trafi na naszego bloga i przeczyta to. Emocjonalny wpis i prośbę o zwrot tego, co nie należy do niego.
Magnetyczne tablice na samochód przejechały z nami caaałą Polskę. Były w różnych najdziwniejszych miejscach i najbardziej tajemniczych dzielnicach. Ich podróż trwała dwa lata. Jedna z nich została skradziona w Poznaniu.
Karane z artykułu 278 kodeksu karnego. Nie wiem czy ktoś, kto tablice zabrał, zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, ale właśnie wkroczył na bardzo cienką ścieżkę, na której łatwo się pogubić.
Czas był taki, że po siedmiu godzinach drogi z Istebnej do Poznania zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby wypić kawę w miłym towarzystwie. Padało. Było między osiemnastą a dwudziestą. Za oknem zmrok.
Nie wiem, czy powinno nas to dziwić. Nie, żebyśmy jak dotąd mieli coś do Poznania, ale wiecie jak to jest. Ja wiem, że teoretycznie mogło nas to spotkać gdziekolwiek. Nawet w naszym rodzinnym Trójmieście. A jednak... Po dwóch latach jeżdżenia po całej Polsce, zostawiania auta w różnych dziwnych miejscach, to w Poznaniu na ulicy Racławickiej zawinęli nam magnetyczną tablicę przyczepioną do drzwi auta. Przypadek?
Tu robi się zabawnie. Od razu wykluczyliśmy motyw zarobkowy.
Po pierwsze: taka tablica w produkcji nie jest warta więcej niż kilkadziesiąt złotych.
Po drugie: jest już - tak jakby - naznaczona naszym logo, hasłem i innymi identyfikującymi nas danymi.
Pierwszy pomysł był taki, że ktoś to zrobił: a) dla żartu, b) z nudy.
Poważnie - po co komu taka tablica? Obstawialiśmy, że jak już z żartu się pośmiano, to tablica poszła w krzaki. Ale jeździliśmy przez pół godziny po bocznych uliczkach i nic. W krzakach ani w śmietnikach nic nie leżało.
Wtedy Maciek wczuł się w rolę prawdziwego śledczego - co bym zrobił z magnetyczną tablicą, którą zdjąłem z przypadkowego auta dla żartu?
Odpowiedź nasuwa się sama:
a) nakleiłbym na inne auto, żeby było śmiesznie,
b) nakleiłbym na znak drogowy, też żeby było śmiesznie,
c) nakleiłbym na tablicę rozdzielczą przedsiębiorstwa energetycznego, żeby było śmiesznie,
d) nakleiłbym na wielkim słupie z cenami paliwa na stacji benzynowej. Żeby było śmiesznie.
Niestety, nasza tablica nie wisiała na żadnym wspomnianym miejscu w promieniu pół kilometra od miejsca zdarzenia. A jeśli trafiła na obce auto i kierowca tego nie zauważył, no cóż - chyba sobie pojechała...
Wiek, nie więcej niż kilkanaście lat, działał w zorganizowanej grupie przestępczej - czyli w gronie kolegów, którzy ze ściągnięcia tablicy mieli niezły ubaw. Tak myślimy. Ale oczywiście mogło być zupełnie inaczej.
Macie jakieś pomysły? Swoją drogą to zabawne, że pierwsze komentarze jakie się pojawiły po wrzuceniu na FB informacji o kradzieży to było "Ale czy wam przypadkiem nie spadły po drodze"?
To tylko pokazuje, jakich mamy cudownych znajomych! Nie mogą uwierzyć, że ktoś mógł ukraść te tablice. Niestety. Kiedy wysiadaliśmy z auta, tablica jeszcze była. Poza tym powierzchnia na miejscu tablicy była sucha. Gdyby spadła nam po drodze, całe drzwi byłyby mokre, bo przez cały dzień padało.
Zostaliśmy celebrytami na tle przestępstwa. Nie wierzycie? Poczytajcie sobie komentarze na Facebooku. Nie, żeby nam to jakoś schlebiało, tym bardziej, że od psychofanów wolimy trzymać się jak najdalej. Ale jak widać, tak zwana "cena sławy" jest wysoka.
A drugi efekt, to - że tak powiem - efekt motyla. Dobro wraca. Zło niestety też. Dlatego zostawiamy bieg sprawy losowi.
Jakoś nie spieszy nam się teraz do poznawania Poznania. Niestety poznaliśmy go od najgorszej strony. Na razie nam wystarczy. Dlatego z całą przyjemnością zaplanujemy sobie kolejne wypady gdzieś w Beskidy czy Pieniny.
Wybacz Wielkopolsko. Może wrócimy do Ciebie za kilka lat...
Mamy prośbę, żeby osoba, która może znajdzie tę tablicę gdzieś w krzakach czy na chodniku dała nam znać. Może z ciekawości wejdzie na tego bloga i przeczyta, że bardzo tęsknimy za siostrą bliźniaczką do tej, która została po stronie kierowcy.
A jeśli nie... No cóż.
Życie płynie dalej. Zrobimy sobie nowe, lepsze tablice.
W końcu będzie okazja, żeby umyć samochód.
A złodziejowi życzymy wszystkiego najlepszego. On już i tak ma w życiu przechlapane.
Magnetyczne tablice na samochód przejechały z nami caaałą Polskę. Były w różnych najdziwniejszych miejscach i najbardziej tajemniczych dzielnicach. Ich podróż trwała dwa lata. Jedna z nich została skradziona w Poznaniu.
Kradzież to przestępstwo
Karane z artykułu 278 kodeksu karnego. Nie wiem czy ktoś, kto tablice zabrał, zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, ale właśnie wkroczył na bardzo cienką ścieżkę, na której łatwo się pogubić.
Czas popełnienia przestępstwa
Czas był taki, że po siedmiu godzinach drogi z Istebnej do Poznania zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby wypić kawę w miłym towarzystwie. Padało. Było między osiemnastą a dwudziestą. Za oknem zmrok.
Miejsce
Nie wiem, czy powinno nas to dziwić. Nie, żebyśmy jak dotąd mieli coś do Poznania, ale wiecie jak to jest. Ja wiem, że teoretycznie mogło nas to spotkać gdziekolwiek. Nawet w naszym rodzinnym Trójmieście. A jednak... Po dwóch latach jeżdżenia po całej Polsce, zostawiania auta w różnych dziwnych miejscach, to w Poznaniu na ulicy Racławickiej zawinęli nam magnetyczną tablicę przyczepioną do drzwi auta. Przypadek?
Motywy
Tu robi się zabawnie. Od razu wykluczyliśmy motyw zarobkowy.
Po pierwsze: taka tablica w produkcji nie jest warta więcej niż kilkadziesiąt złotych.
Po drugie: jest już - tak jakby - naznaczona naszym logo, hasłem i innymi identyfikującymi nas danymi.
Pierwszy pomysł był taki, że ktoś to zrobił: a) dla żartu, b) z nudy.
Poważnie - po co komu taka tablica? Obstawialiśmy, że jak już z żartu się pośmiano, to tablica poszła w krzaki. Ale jeździliśmy przez pół godziny po bocznych uliczkach i nic. W krzakach ani w śmietnikach nic nie leżało.
Wtedy Maciek wczuł się w rolę prawdziwego śledczego - co bym zrobił z magnetyczną tablicą, którą zdjąłem z przypadkowego auta dla żartu?
Odpowiedź nasuwa się sama:
a) nakleiłbym na inne auto, żeby było śmiesznie,
b) nakleiłbym na znak drogowy, też żeby było śmiesznie,
c) nakleiłbym na tablicę rozdzielczą przedsiębiorstwa energetycznego, żeby było śmiesznie,
d) nakleiłbym na wielkim słupie z cenami paliwa na stacji benzynowej. Żeby było śmiesznie.
Niestety, nasza tablica nie wisiała na żadnym wspomnianym miejscu w promieniu pół kilometra od miejsca zdarzenia. A jeśli trafiła na obce auto i kierowca tego nie zauważył, no cóż - chyba sobie pojechała...
Sprawca
Wiek, nie więcej niż kilkanaście lat, działał w zorganizowanej grupie przestępczej - czyli w gronie kolegów, którzy ze ściągnięcia tablicy mieli niezły ubaw. Tak myślimy. Ale oczywiście mogło być zupełnie inaczej.
Macie jakieś pomysły? Swoją drogą to zabawne, że pierwsze komentarze jakie się pojawiły po wrzuceniu na FB informacji o kradzieży to było "Ale czy wam przypadkiem nie spadły po drodze"?
To tylko pokazuje, jakich mamy cudownych znajomych! Nie mogą uwierzyć, że ktoś mógł ukraść te tablice. Niestety. Kiedy wysiadaliśmy z auta, tablica jeszcze była. Poza tym powierzchnia na miejscu tablicy była sucha. Gdyby spadła nam po drodze, całe drzwi byłyby mokre, bo przez cały dzień padało.
Efekt pierwszy
Zostaliśmy celebrytami na tle przestępstwa. Nie wierzycie? Poczytajcie sobie komentarze na Facebooku. Nie, żeby nam to jakoś schlebiało, tym bardziej, że od psychofanów wolimy trzymać się jak najdalej. Ale jak widać, tak zwana "cena sławy" jest wysoka.
Przejechaliśmy z nimi całą Polskę. Jedną z nich ukradziono nam w Poznaniu. Po co komu tablice z logo Ruszaj w Drogę? #wielkopolska #poznań #polska #blogtroterzy
Posted by Ruszaj w Drogę on 14 października 2015
Efekt drugi
A drugi efekt, to - że tak powiem - efekt motyla. Dobro wraca. Zło niestety też. Dlatego zostawiamy bieg sprawy losowi.
Jakoś nie spieszy nam się teraz do poznawania Poznania. Niestety poznaliśmy go od najgorszej strony. Na razie nam wystarczy. Dlatego z całą przyjemnością zaplanujemy sobie kolejne wypady gdzieś w Beskidy czy Pieniny.
Wybacz Wielkopolsko. Może wrócimy do Ciebie za kilka lat...
A tak na poważnie
Mamy prośbę, żeby osoba, która może znajdzie tę tablicę gdzieś w krzakach czy na chodniku dała nam znać. Może z ciekawości wejdzie na tego bloga i przeczyta, że bardzo tęsknimy za siostrą bliźniaczką do tej, która została po stronie kierowcy.
A jeśli nie... No cóż.
Życie płynie dalej. Zrobimy sobie nowe, lepsze tablice.
W końcu będzie okazja, żeby umyć samochód.
A złodziejowi życzymy wszystkiego najlepszego. On już i tak ma w życiu przechlapane.
Szczerze mówiąc to ten tekst: "Jakoś nie spieszy nam się teraz do poznawania Poznania. Niestety poznaliśmy go od najgorszej strony. Na razie nam wystarczy." moim zdaniem brzmi mało profesjonalnie. No ale to tylko moje zdanie (nie pochodzę z Poznania ani nawet z wielkopolski :P).
OdpowiedzUsuńDokładnie, podobnie pomyślałam. Przecież to nie wina miasta ani regionu. Złodziej to złodziej, ale po co obwiniać o to miasto. ja byłam w Poznaniu kilka razy i zakochałam się w tym mieście, mam znajomych w Wielkopolsce i bardzo lubię tam wracać. :)
UsuńJuż troszkę Was poznałem i wiem, że naprawdę się obraziliście na Wielkopolskę więc tych słów "Jakoś nie spieszy nam się teraz do poznawania Poznania. Niestety poznaliśmy go od najgorszej strony. Na razie nam wystarczy." nie traktuję jako żart. No szkoda, że taka pierdoła Was zniechęca. Uwielbiam Poznań i często tam bywam i nawet chciałbym tam mieszkać. Złodzieje w końcu są wszędzie! No troszkę jak dzieci się zachowujecie...przykre...
UsuńPrzykra sprawa... Jeżeli natknę się gdzieś w Poznaniu na Waszą tabliczkę, to się odezwę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak niechęć do Poznania szybko Wam minie i jednak zdecydujecie się na odwiedzenie Wielkopolski.
Niestety, kradzież tabliczki o wartości kilkudziesięciu złotych nie jest przestępstwem. Myślę, że to zrobił jakiś znudzony cwaniak, jemu źle, niech innym też będzie. Wyrzuci w krzaki i tyle. A na Poznań się nie obrażajcie, bo złodzieje są wszędzie, serio.
OdpowiedzUsuńNieładny występek, ale w sumie mogło być gorzej. Ktoś mógłby przecież zrobić na odwrót: ukraść samochód, a zostawić tablicę :-) I co wtedy? Na tablicy słabo się jeździ, zwłaszcza podczas deszczu ;-)
OdpowiedzUsuń