Uwielbiamy siebie zaskakiwać. Z podziwem patrzę na Kasię za każdym razem, gdy wypowiada walkę swoim lękom. Działo się tak, gdy kolejny raz schodziła pod ziemię, zjeżdżała ze mną na alpine coaster, wdrapywała się na szczyty gór czy pokonywała z zawrotną prędkością kolejne metry na nartach wodnych. Za każdym razem jestem z niej dumny, że walczy i zdobywa kolejne doświadczenia.
Jechaliśmy na Kaszuby. Zbliżaliśmy się naszą T-renówką do dawnego lotniska wojskowego w Borsku. Widziałem w jej oczach niedowierzanie, szczyptę strachu i niepewności, ale też dumę. Tą samą, którą czuję za każdym razem gdy Kasia mierzy się z kolejnym wyzwaniem. Tym razem jednak - to była moja próba.
- Panie Macieju, lecimy jutro? – odezwał się głos w telefonie
- No pewnie! Kasia, to ten dzień. Bierz wolne - jutro będę fruwać!
Następnego dnia wstałem przed budzikiem, wypiliśmy poranną kawę, zapakowaliśmy się do auta i z samego rana ruszyliśmy w drogę. Lot miałem dopiero popołudniu, a my po raz kolejny wykorzystaliśmy okazję, aby wyskoczyć na Kaszuby. Pojechaliśmy z rana, aby poszwendać się po Kościerzynie i odwiedzić kilkoro znajomych.
Zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w kierunku Borska. Z tym obiadem to nie był najlepszy pomysł – przekonałem się o tym później.
- Panie Macieju, dojedzie Pan do Borska, znajdzie Pan skrzyżowanie, za domem skręci Pan w lewo, potem w prawo, potem kawałek przejedziecie szutrową drogą przez las, trochę ciasnych zakrętów i po chwili będziecie na miejscu. Na pewno traficie. Tam są znaki – zapewniał mnie organizator.
Znaków co prawda nie dostrzegliśmy, ale trafiliśmy bez problemu. Godzinę przed czasem.
Po chwili witam się z Tomkiem, który ma być moim pilotem. Okazało się, że mogę wystartować wcześniej. Już teraz. Z marszu.
Chyba nie dochodziło do mnie, że już za kilka chwil wystrzelą mnie ku niebu i spędzę kilkanaście minut w powietrzu.
- Jak możesz być taki spokojny? Zobacz na te paralotnie wiszące w powietrzu. Są tak daleko… prawie ich nie widać! Zaraz TY T-A-M będziesz! Nie boisz się? – pytała Kasia
- Nieee, super jest – odparłem.
W punkt. Spokojnie. Bez strachu. Bo czym się tu przejmować, przecież wszyscy tak latają. I zaraz będę latać ja.
Wysłuchałem instrukcji pilota, przymierzyłem uprząż, włożyłem kask.
Dopiero na zdjęciach zobaczyłem, że z przodu miał wymalowaną polską flagę, a mój pilot miał wielki napis „POLAND”. Świetnie to wyglądało i wiele dla mnie znaczy. Marzyłem o tym, aby zobaczyć Polskę z góry. Zawsze gdy lecieliśmy samolotem było już ciemno i pod nami widać było tylko światła miast i pędzących samochodów. Tym razem mogłem zobaczyć to za dnia. Tuż pod moimi nogami, i na dodatek w takim kasku. Szczegół? Może. Ale dla mnie ważny :)
Dostałem do ręki wysięgnik z kamerką. To dzięki niej mam zdjęcia z góry. I film. Może kiedyś Ci go pokażę.
Usłyszałem dźwięk rozwijanej lotni i poczułem szarpnięcie. Za daleko nie pobiegłem. Machnąłem dwa razy nogami. Za pierwszym razem jeszcze na ziemi, za drugim - już w powietrzu.
Spojrzałem w dół – chciałem pomachać Kasi, ale już jej nie widziałem. Była małym różowym punktem gdzieś w oddali.
- Gdynia jest tam, zobacz – pokazał mi Tomek.
Mój wzrok powędrował gdzieś daleko. Próbowałem dostrzec Gdynię. Nie udało się. Aż po horyzont rozciągał się kaszubski las.
- A co masz na myśli?
- A tam parę takich zakrętów. Ciasnych. Żeby było fajnie. Ale niestety wtedy będzie trochę krócej.
- Hmm, to daj mi się trochę podelektować, a później sobie poszalejemy.
- Niestety, jeśli chcesz to musimy to zrobić teraz, bo muszę mieć zapas wysokości. Albo teraz, albo w ogóle. Później będzie za późno.
- No dobra, namówiłeś mnie. Jedziemy. Łooooo.
I się zaczęło. Ciasne zakręty… taa. Zresztą sam zobacz. Ja niewiele z tego pamiętam.
Podobno zrobiliśmy „spiralkę”, spadaliśmy z prędkością 15 metrów na sekundę i doświadczyliśmy przeciążeń 3-4G.
Czy to dużo? Nie wiem. Ale właśnie wtedy przypomniałem sobie o obiedzie. Było blisko. Na szczęście obiad pozostał na swoim miejscu. W moim żołądku.
Bo to wszystko dzięki niej. To ona dała mi tak wspaniały urodzinowy prezent. I spełniła kolejne moje marzenie. Bo od dziecka marzyłem, aby zobaczyć Polskę z góry.
Jechaliśmy na Kaszuby. Zbliżaliśmy się naszą T-renówką do dawnego lotniska wojskowego w Borsku. Widziałem w jej oczach niedowierzanie, szczyptę strachu i niepewności, ale też dumę. Tą samą, którą czuję za każdym razem gdy Kasia mierzy się z kolejnym wyzwaniem. Tym razem jednak - to była moja próba.
Urodzinowy prezent
W sierpniu miałem urodziny, które obchodziłem razem z innymi blogerami w Wielkopolsce. Wśród wielu udanych prezentów, znalazł się jeden wyjątkowy. Od Kasi, która postanowiła ukoić moją niespokojną duszę i podarowała mi bilet na lot widokowy paralotnią. Wiedziała, że zawsze marzyłem o tym, żeby spojrzeć na świat z góry.Przygotowania do lotu
Dzień przed lotem dostałem informację o pomyślnych wiatrach.- Panie Macieju, lecimy jutro? – odezwał się głos w telefonie
- No pewnie! Kasia, to ten dzień. Bierz wolne - jutro będę fruwać!
Następnego dnia wstałem przed budzikiem, wypiliśmy poranną kawę, zapakowaliśmy się do auta i z samego rana ruszyliśmy w drogę. Lot miałem dopiero popołudniu, a my po raz kolejny wykorzystaliśmy okazję, aby wyskoczyć na Kaszuby. Pojechaliśmy z rana, aby poszwendać się po Kościerzynie i odwiedzić kilkoro znajomych.
Zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w kierunku Borska. Z tym obiadem to nie był najlepszy pomysł – przekonałem się o tym później.
- Panie Macieju, dojedzie Pan do Borska, znajdzie Pan skrzyżowanie, za domem skręci Pan w lewo, potem w prawo, potem kawałek przejedziecie szutrową drogą przez las, trochę ciasnych zakrętów i po chwili będziecie na miejscu. Na pewno traficie. Tam są znaki – zapewniał mnie organizator.
Znaków co prawda nie dostrzegliśmy, ale trafiliśmy bez problemu. Godzinę przed czasem.
Po chwili witam się z Tomkiem, który ma być moim pilotem. Okazało się, że mogę wystartować wcześniej. Już teraz. Z marszu.
Przygotowany do lotu? No to hop!
Czy się bałem? Ani trochę. Nie mogłem się doczekać! Nawet nie wiedziałem jak to będzie wyglądać. Wiedziałem tylko tyle, że będę latać i nie będę w górze sam. A jak się wzniesiemy, jak długo tam będziemy, czy gdzieś dalej polecimy, co się z nami stanie gdy zawieje mocniejszy wiatr, czy nie będzie mi się tam nudzić, czy mam swój spadochron i czy lądowanie zaboli? Po co znać odpowiedź na te pytania? Lepiej przekonać się o tym w trakcie.Chyba nie dochodziło do mnie, że już za kilka chwil wystrzelą mnie ku niebu i spędzę kilkanaście minut w powietrzu.
- Jak możesz być taki spokojny? Zobacz na te paralotnie wiszące w powietrzu. Są tak daleko… prawie ich nie widać! Zaraz TY T-A-M będziesz! Nie boisz się? – pytała Kasia
- Nieee, super jest – odparłem.
W punkt. Spokojnie. Bez strachu. Bo czym się tu przejmować, przecież wszyscy tak latają. I zaraz będę latać ja.
Wysłuchałem instrukcji pilota, przymierzyłem uprząż, włożyłem kask.
Dopiero na zdjęciach zobaczyłem, że z przodu miał wymalowaną polską flagę, a mój pilot miał wielki napis „POLAND”. Świetnie to wyglądało i wiele dla mnie znaczy. Marzyłem o tym, aby zobaczyć Polskę z góry. Zawsze gdy lecieliśmy samolotem było już ciemno i pod nami widać było tylko światła miast i pędzących samochodów. Tym razem mogłem zobaczyć to za dnia. Tuż pod moimi nogami, i na dodatek w takim kasku. Szczegół? Może. Ale dla mnie ważny :)
Dostałem do ręki wysięgnik z kamerką. To dzięki niej mam zdjęcia z góry. I film. Może kiedyś Ci go pokażę.
Biegnij!
Po chwili podjechał do nas samochód, zostawił linę, którą przyczepiliśmy do uprzęży i… odjechał.Pierwsze chwile w powietrzu
- Przygotuj się do biegu… No i biegniemy – powiedział TomekUsłyszałem dźwięk rozwijanej lotni i poczułem szarpnięcie. Za daleko nie pobiegłem. Machnąłem dwa razy nogami. Za pierwszym razem jeszcze na ziemi, za drugim - już w powietrzu.
Gdzie jest Kasia?
Pach! Kilka sekund i jestem w górze. Wysoko.Spojrzałem w dół – chciałem pomachać Kasi, ale już jej nie widziałem. Była małym różowym punktem gdzieś w oddali.
Gdzie jest mój dom?
Cały czas się wznosiliśmy. Towarzyszył nam pisk naprężonej liny i szum wiatru. I wspaniałe widoki. Kaszubskie lasy aż po horyzont.- Gdynia jest tam, zobacz – pokazał mi Tomek.
Mój wzrok powędrował gdzieś daleko. Próbowałem dostrzec Gdynię. Nie udało się. Aż po horyzont rozciągał się kaszubski las.
Żegnam się z liną
Po pięciu minutach byliśmy na wysokości 800 metrów. Wypiąłem linę. Nawet nie szarpnęło. Poczułem lekkie bujnięcie i… ulgę. W końcu pozbyliśmy się tego nieznośnego pisku naprężonej liny. Słyszałem już tylko szum wiatru i odgłosy aparatury. Informowała nas o "kominach termicznych" – gorącym powietrzu, które wznosiło nas do góry.Zdani tylko na siebie
Od tej chwili byliśmy zdani tylko na siebie. Ale co najważniejsze - w końcu mogliśmy się odwrócić. Zobaczyłem to, co widzisz od początku na zdjęciach. Aż westchnąłem z zachwytu! Za moimi plecami cały czas było kaszubskie morze – Jezioro Wdzydzkie w całej swojej okazałości. Przepiękne! Tych widoków nie da się opisać. I zdjęcia ich nie oddają. Te lasy, pola, stawy, jeziora, wsie… a pod moimi nogami pas startowy.A Kasia robi zdjęcia
Gdzieś tam w oddali była Kasia. I robiła mi zdjęcia. Po chwili przestała, bo ile razy można fotografować małą kropkę na tle niebieskiego nieba.To co, poszalejemy?
- Powiedz mi tak, czy ty chcesz lecieć tak spokojnie jak my teraz lecimy, czyyyy chcesz troszkę adrenalinki? – zapytał Tomek.- A co masz na myśli?
- A tam parę takich zakrętów. Ciasnych. Żeby było fajnie. Ale niestety wtedy będzie trochę krócej.
- Hmm, to daj mi się trochę podelektować, a później sobie poszalejemy.
- Niestety, jeśli chcesz to musimy to zrobić teraz, bo muszę mieć zapas wysokości. Albo teraz, albo w ogóle. Później będzie za późno.
- No dobra, namówiłeś mnie. Jedziemy. Łooooo.
I się zaczęło. Ciasne zakręty… taa. Zresztą sam zobacz. Ja niewiele z tego pamiętam.
Bączki, spiralki i takie tam... ciasne zakręty
Lewo, prawo, w górę, w dół, poziomo, pionowo – w pewnym momencie straciłem orientację. Nie wiedziałem gdzie jesteśmy. Jakbym był w pralce, a słońce świeciło zza okrągłej szybki. Trwało to pół minuty. Zakończyło się momentem nieważkości i... moim głębokim westchnieniem.Podobno zrobiliśmy „spiralkę”, spadaliśmy z prędkością 15 metrów na sekundę i doświadczyliśmy przeciążeń 3-4G.
Czy to dużo? Nie wiem. Ale właśnie wtedy przypomniałem sobie o obiedzie. Było blisko. Na szczęście obiad pozostał na swoim miejscu. W moim żołądku.
Delektujemy się widokami
Pozostał już tylko swobodny lot i "delektowanie się widoczkami". Byliśmy na wysokości 400 metrów i powoli zbliżał się koniec mojej podniebnej przygody. Zrobiliśmy jeszcze kilka rundek dookoła lotniska. Podziwiałem Jezioro Wdzydzkie, rzekę Wdę, Wiele, Borsk i słońce, które przygotowywało się do zakończenia dnia.Powrót na ziemię
Zbliżaliśmy się do ziemi. Widziałem już samochody i małe poruszające się punkciki. To była Kasia i obsługa lotniska. Czekali już na nasz powrót.Znów na ziemi!
Jeszcze tylko ostatni instruktaż, żebym pamiętał, bo to ważne. Jak zbliżymy się do ziemi mam wysunąć nogi i zacząć biec. Jeśli nie stanę na nogach, będzie nieprzyjemnie. Ale się udało. Wylądowałem, Znów byłem na ziemi.Dziękuję!
Zostało już tylko wypięcie się z uprzęży, podziękowanie pilotowi i… Kasi.Bo to wszystko dzięki niej. To ona dała mi tak wspaniały urodzinowy prezent. I spełniła kolejne moje marzenie. Bo od dziecka marzyłem, aby zobaczyć Polskę z góry.
Rewelacyjny pomysł na prezent i zapewne niezapomniane przeżycia. Skradnę pomysł dla mojego chłopaka:)
OdpowiedzUsuńjestem przekonana, że będzie zachwycony :)
UsuńBorsk - bardzo dobrze znane mi miejsce, szczególnie z wypoczynków nad jeziorem (wdzydzkim) które widać fajnie na Twoich zdjęciach. Jedno z piękniejszych miejsc na Kaszubach i polecam tym którzy nie byli, w szczególności półwysep Lipa!
OdpowiedzUsuńNocowałem kiedyś na Półwyspie Lipa. Stare dzieje :)
UsuńW zeszłym roku podczas wakacji razem z mężem odbyliśmy loty (każdy osobno) z pilotem Pawłem. Potwierdzam - przeżycia super i te niezapomniane widoki z góry. Natomiast ja polecam agroturystykę "Wieczorne Mgły" gospodarstwo położone w środku lasu nad pięknym dużym stawem na uboczu Borska. Można delektować się ciszą, spokojem i wszędobylską wokół przyrodą, a do jeziora Wdzydze bliziutko :) POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńDziękujemy za polecenie. Ta okolica rzeczywiście jest malownicza. Cisza, spokój i te zachody słońca!
Usuń