Ilekroć ktoś zapyta Maćka i mnie jak często chodzimy nad morze, zapada taka niezręczna cisza. Prawda jest taka, że nad morzem jesteśmy bardzo rzadko. Pomimo, że tu mieszkamy. Może jednak za bardzo się przejmujemy? Bo okazuje się, że Ci, którzy mieszkają pod stopami gór, na ich szczyt wchodzą średnio raz na kilka lat. Tym bardziej cieszyliśmy się, że Andrzej i Alicja z Los Wiaheros zabrali nas na Babią Górę. A może to myśmy ich zabrali? Sama już nie wiem.
To był taki piękny czas, gdy wsiedliśmy w samochód z pomysłem, żeby zwiedzić Beskidy. Nastawialiśmy się, że na szlaki wchodzić będziemy w okolicach Wisły. Tymczasem kiedy przyjechaliśmy w odwiedziny do Stryszawy, padła propozycja nie do odrzucenia. Pójdziemy zobaczyć Królową Beskidów. Dwa razy nie trzeba było powtarzać!
W sumie to było do przewidzenia, skoro Babia Góra nazywana jest także Matką Niepogód, a my pogodę mieliśmy taką, jak na załączonych obrazkach. Rzut oka na tych wszystkich ludzi i już wiadomo, że wybraliśmy najpopularniejszą trasę w Beskidach. Z drugiej strony to oczywiste, skoro jest to najwyższy szczyt polskich Beskidów, 1725 m.n.p.m., a sam Babiogórski Park Narodowy od 1977 roku należy do Światowego Rezerwatu Biosfery UNESCO.
(Źródło: Przewodnik Turystyczny „Beskidy. Beskid Śląski i Żywiecki. Pasmo Babiogórskie. Beskidy Kisuckie. Mała Fatra.” Wyd. Copernikus wyd. II 2008r.).
Czy też tak masz, że będąc w górach, chcesz w nich po prostu... pobyć? Iść powoli drogą, noga za nogą, rozglądając się uważnie dookoła, bo wszystko cię ciekawi. Patrzysz w niebo - piękne chmury, patrzysz w dół, widzisz ciche, urocze wioski w dolinach. Wszystko staje się takie odległe. Nabierasz dystansu, a Twój umysł zaczyna odpoczywać. Czujesz wtedy spokój i radość.
Wysiłek fizyczny przestaje się liczyć, bo wszystko odczuwasz ze zdwojoną siłą. Słońce, powietrze, wiatr. Jesteś tu i teraz. A cała reszta została gdzieś tam - w dole - w okolicach parkingu. Pomału zaczynasz dostrzegać szczyt i wiesz, że to jest Twój jedyny cel na dzisiaj. To takie odprężające.
Daleko na horyzoncie majaczą inne pasma górskie i ich szczyty. Zastanawiasz się nawet, czy kiedyś tam też wejdziesz. I nagle nabierasz takiej ochoty, żeby chodzić, chodzić, chodzić. Czujesz cudowny przypływ energii, a w Twoje mięśnie wstępuje nowa siła. Przyspieszasz, bo Twój szczyt jest już coraz bliżej.
Ja też widziałam już szczyt Babiej Góry, ale Maciek gdzieś tam jeszcze po drodze cieszył się widokami i robił dużo zdjęć. Postanowiłam więc na niego poczekać, oddając się mojemu tradycyjnemu i ulubionemu zajęciu na szlaku - czyli małej drzemce. Niczym jaszczurka wyciągnęłam się na kamieniu i ładowałam baterie korzystając z promieni słońca.
Maciek, kiedy nacieszył się już widokami, dołączył do mnie i razem pokonaliśmy ostatni odcinek na Diablak, gdzie Alicja z Andrzejem dawno już na nas czekali. Zapytasz - no dobrze, to jak było na tej Babiej Górze? Powiem tak: Cudownie. Pięknie. Fenomenalnie! Widoki, przy dobrej widoczności zapierają dech w piersiach. Sam Diablak to gołoborza – dość niewygodne do leżenia, za to każdy znajdzie dla siebie jakiś kamień, na którym może usiąść i zjeść kanapkę. Ze szczytu roztacza się piękny widok na stronę polską i słowacką.
Warto na tym szczycie zostać trochę dłużej, napełnić się energią gór, pomedytować (o ile to możliwe w gwarze turystów) i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie w tradycyjnym podskoku :)
Przygotuj się, że na ten sam pomysł wpadną inni turyści, którzy kręcą się w kółko szukając jak najlepszego kadru, jedzą kanapki, głośno rozmawiają i dzwonią do rodziny i znajomych, że są w górach i właśnie weszli "na jakiś szczyt". To wszystko jednak nie zraża, kiedy jest piękna pogoda i widoki, których nikt Ci nie odbierze.
Na Diablaku warto znaleźć sobie własny kamień, posiedzieć na nim chwilę, popatrzyć w dal, odpocząć, a potem możesz zbierać się do drogi. My tak zrobiliśmy, chociaż samo zejście ze szczytu nie jest łatwe. Trzeba bardzo uważać i trzymać się kamieni. Dobrze jest być zwinnym i mieć wygodne buty. Przydaje się to bardzo.
Z Diablaka poszliśmy jeszcze kawałek czerwonym szlakiem. Po drodze widzieliśmy śmiałków, którzy próbowali dostać się na górę (lub zejść) przez Akademicką Perć. To jest bardzo stromy szlak, o którym słyszeliśmy, że trzeba się w pewnym miejscu trzymać łańcuchów. Kiedy podglądaliśmy na aparacie turystów forsujących Akademicką Perć, cieszyliśmy się, że my idziemy wygodnie czerwonym szlakiem.
Od schroniska poszliśmy dalej niebieskim szlakiem aż do parkingu. To była ta przyjemniejsza część trasy, w odróżnieniu od stromego podejścia czerwonym szlakiem na samym początku.
Jeżeli kiedykolwiek będziesz planować wycieczkę w Beskidy, jakiekolwiek trasy sobie wybierzesz, pamiętaj - Królowa Beskidów czeka, żeby oddać jej pokłon. Odwdzięczy Ci się z nawiązką!
To był taki piękny czas, gdy wsiedliśmy w samochód z pomysłem, żeby zwiedzić Beskidy. Nastawialiśmy się, że na szlaki wchodzić będziemy w okolicach Wisły. Tymczasem kiedy przyjechaliśmy w odwiedziny do Stryszawy, padła propozycja nie do odrzucenia. Pójdziemy zobaczyć Królową Beskidów. Dwa razy nie trzeba było powtarzać!
Jak to - nie będzie kawy?!
Mnie, jako największego pod słońcem śpiocha, zmartwił jedynie komunikat o bardzo wczesnym wstaniu. Nie wiem jak Ty, ale ja nie lubię wcześnie wstawać. W jeszcze większe przerażenie wprawiła mnie informacja, że nie zjemy w domu śniadania. I chociaż akurat jeść wcześnie nie lubię, to w powietrzu zawisło nieme pytanie – co z kawą?! Alicja ratuje mój dzień - kawa będzie – w termosie – i obiecuje, że zdążę się jej napić jeszcze przed wyjściem na szlak. Uff.Pomysł nasz... i jeszcze kilkuset turystów
Ze Stryszawy pojechaliśmy samochodem do Zawoi, bo tak szybciej. Zawoja jest największą wsią w Polsce. I faktycznie tak wygląda. Mają tam chyba też najdłuższy w Polsce parking na samochody turystów, którzy wybierają się na szlak. Chociaż przyjechaliśmy dość szybko, okazało się, że wolnych miejsc zostało już jak na lekarstwo. Sporo osób postanowiło tego dnia wybrać się na Babią Górę. Myślę, że weekend miał z tym coś wspólnego.W sumie to było do przewidzenia, skoro Babia Góra nazywana jest także Matką Niepogód, a my pogodę mieliśmy taką, jak na załączonych obrazkach. Rzut oka na tych wszystkich ludzi i już wiadomo, że wybraliśmy najpopularniejszą trasę w Beskidach. Z drugiej strony to oczywiste, skoro jest to najwyższy szczyt polskich Beskidów, 1725 m.n.p.m., a sam Babiogórski Park Narodowy od 1977 roku należy do Światowego Rezerwatu Biosfery UNESCO.
Diablak, Gówniak i Krowiarki
Kolejną rzeczą, oprócz pogody i rzeszy turystów, jaka zdziwiła nas na trasie, to nazwy, które odczytywaliśmy na górskich tabliczkach. Co chwilę chciało nam się śmiać, gdy czytałaliśmy kolejno: Przełęcz Krowiarki, Główniak/Gówniak, Diablak. Geneza tych nazw jest bardzo ciekawa. Na przykład Przełęcz Krowiarki nosi taką nazwę od „zawojskich pasterek zwanych „krowiarkami”, które latem pilnowały krów na przełęczy”. Z kolei nazwa Babia Góra, której wierzchołkiem jest Diablak, to według legend miejsce dorocznych sabatów czarownic.(Źródło: Przewodnik Turystyczny „Beskidy. Beskid Śląski i Żywiecki. Pasmo Babiogórskie. Beskidy Kisuckie. Mała Fatra.” Wyd. Copernikus wyd. II 2008r.).
Najpierw daj coś od siebie
OK. Kupiliśmy w kasie bilet do parku i ruszyliśmy. Zaczęliśmy mozolnie wspinać się pod górę czerwonym szlakiem. Wchodzenie pod górę zajęło nam trochę czasu i kilka przerw na pokonanie zadyszki i obowiązkowe zdjęcia malowniczych widoków.Czy też tak masz, że będąc w górach, chcesz w nich po prostu... pobyć? Iść powoli drogą, noga za nogą, rozglądając się uważnie dookoła, bo wszystko cię ciekawi. Patrzysz w niebo - piękne chmury, patrzysz w dół, widzisz ciche, urocze wioski w dolinach. Wszystko staje się takie odległe. Nabierasz dystansu, a Twój umysł zaczyna odpoczywać. Czujesz wtedy spokój i radość.
Wysiłek fizyczny przestaje się liczyć, bo wszystko odczuwasz ze zdwojoną siłą. Słońce, powietrze, wiatr. Jesteś tu i teraz. A cała reszta została gdzieś tam - w dole - w okolicach parkingu. Pomału zaczynasz dostrzegać szczyt i wiesz, że to jest Twój jedyny cel na dzisiaj. To takie odprężające.
Daleko na horyzoncie majaczą inne pasma górskie i ich szczyty. Zastanawiasz się nawet, czy kiedyś tam też wejdziesz. I nagle nabierasz takiej ochoty, żeby chodzić, chodzić, chodzić. Czujesz cudowny przypływ energii, a w Twoje mięśnie wstępuje nowa siła. Przyspieszasz, bo Twój szczyt jest już coraz bliżej.
Ja też widziałam już szczyt Babiej Góry, ale Maciek gdzieś tam jeszcze po drodze cieszył się widokami i robił dużo zdjęć. Postanowiłam więc na niego poczekać, oddając się mojemu tradycyjnemu i ulubionemu zajęciu na szlaku - czyli małej drzemce. Niczym jaszczurka wyciągnęłam się na kamieniu i ładowałam baterie korzystając z promieni słońca.
Mamy piękną pogodę na Babiej Górze :) #wDrodze #beskidy pic.twitter.com/1lit7fWl3H
— Ruszaj w Drogę! (@RuszajwDroge) lipiec 20, 2014
Co słychać na szczycie
Maciek, kiedy nacieszył się już widokami, dołączył do mnie i razem pokonaliśmy ostatni odcinek na Diablak, gdzie Alicja z Andrzejem dawno już na nas czekali. Zapytasz - no dobrze, to jak było na tej Babiej Górze? Powiem tak: Cudownie. Pięknie. Fenomenalnie! Widoki, przy dobrej widoczności zapierają dech w piersiach. Sam Diablak to gołoborza – dość niewygodne do leżenia, za to każdy znajdzie dla siebie jakiś kamień, na którym może usiąść i zjeść kanapkę. Ze szczytu roztacza się piękny widok na stronę polską i słowacką.
Warto na tym szczycie zostać trochę dłużej, napełnić się energią gór, pomedytować (o ile to możliwe w gwarze turystów) i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie w tradycyjnym podskoku :)
Post użytkownika LosWiaheros.
Przygotuj się, że na ten sam pomysł wpadną inni turyści, którzy kręcą się w kółko szukając jak najlepszego kadru, jedzą kanapki, głośno rozmawiają i dzwonią do rodziny i znajomych, że są w górach i właśnie weszli "na jakiś szczyt". To wszystko jednak nie zraża, kiedy jest piękna pogoda i widoki, których nikt Ci nie odbierze.
Na Diablaku warto znaleźć sobie własny kamień, posiedzieć na nim chwilę, popatrzyć w dal, odpocząć, a potem możesz zbierać się do drogi. My tak zrobiliśmy, chociaż samo zejście ze szczytu nie jest łatwe. Trzeba bardzo uważać i trzymać się kamieni. Dobrze jest być zwinnym i mieć wygodne buty. Przydaje się to bardzo.
Z Diablaka poszliśmy jeszcze kawałek czerwonym szlakiem. Po drodze widzieliśmy śmiałków, którzy próbowali dostać się na górę (lub zejść) przez Akademicką Perć. To jest bardzo stromy szlak, o którym słyszeliśmy, że trzeba się w pewnym miejscu trzymać łańcuchów. Kiedy podglądaliśmy na aparacie turystów forsujących Akademicką Perć, cieszyliśmy się, że my idziemy wygodnie czerwonym szlakiem.
Schronisko na Markowych Szczawinach
Szlak prowadził nas prosto do schroniska na Markowych Szczawinach, gdzie zatrzymaliśmy się na kawę (!!!). To najstarsze polskie schronisko w Beskidach. W środku można jeszcze oglądać klimatyczne zdjęcia oryginalnego, starego budynku. Aktualnie jest to obiekt nowoczesny – przystosowany do wzmożonego ruchu turystycznego.Od schroniska poszliśmy dalej niebieskim szlakiem aż do parkingu. To była ta przyjemniejsza część trasy, w odróżnieniu od stromego podejścia czerwonym szlakiem na samym początku.
Recepta na szczęście
Szliśmy długo, kilka godzin, często się zatrzymując i podziwiając widoki. Po zejściu z gór na dalsze aktywności nie było już siły. Ale tę wycieczkę wspominamy najchętniej. Bo czego trzeba więcej do szczęścia, niż pięknej pogody, wspaniałych towarzyszy podróży, cudownych widoków i – oczywiście – kawy!?Jeżeli kiedykolwiek będziesz planować wycieczkę w Beskidy, jakiekolwiek trasy sobie wybierzesz, pamiętaj - Królowa Beskidów czeka, żeby oddać jej pokłon. Odwdzięczy Ci się z nawiązką!
To dla mnie ważny szczyt. Tu się oświadczyłem :)
OdpowiedzUsuńAle polecam żółty szlak, bo to wielka przygoda i lekcja geografii (geologia, piętrowość) w pigułce no i namiastka Tatr poza Tatrami :)
Marcin, muszę przyznać, że wybrałeś bardzo romantyczne miejsce :) good choice! a na żółty szlak bym się raczej nie zdecydowała. przynajmniej na razie :) pozdrawiam!
UsuńA to, co podnosi poziom szczęścia, to endorfiny, które się wydzielają przy wysiłku. I dlatego tak lubię górskie wędrówki. Akademicką Percią schodziłam, choć to było zabronione. Niezapomniane wrażenie! Drugi raz bym się nie wybrała - nóżki za krótkie. Ale osobom o odpowiednim wzroście bardzo polecam.
OdpowiedzUsuńAniu, chyba faktycznie coś jest na rzeczy z tymi endrofinami. a czytając to, co napisał wyżej Marcin, to dorzuciłabym jeszcze hormon miłości. tylko jak on się nazywa?
UsuńEh, te góry... co w nich jest takiego? Co to za magia sprawia, że oczu nie można oderwać? Cudne widoki :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmoże to, że wydają się nam nieśmiertelne, pozwalają nabrać dystansu i przypominają, jaka jest nasza natura - ziemia, powietrze, woda. tęsknimy za tym, co pierwotne - a góry właśnie takie są. piękne! uwielbiam je. pozdrawiam!
UsuńBabia Góra jest w planach. A po tej relacji, jeszcze bardziej zapragnęłam tam być. Dokładnie rozumiem tę niezwykłą energię płynącą z gór. I choć nad morze mam 10 razy bliżej, w góry zawsze lubię wracać. Może właśnie dlatego, że nie są na wyciągnięcie ręki :)
OdpowiedzUsuńdokładnie. szybciej można do nich zatęsknić :)
UsuńKawa musi być! Następnym razem zrobimy bez kawy :P
OdpowiedzUsuńAaa. małe sprostowanie, które jest błędem wielu Ceprów, więc się nie przejmujcie. Najdłuższą wsią w Polsce jest Ochotnica, zaś Zawoja największą, ale pod względem obszaru :)
No i Maciek, czego Ty chcesz od tych fot? Bardzo ładnie to wyszło, choć trochę Ci współczułem, jak taszczyłeś tę kolumbrynę ;-)
PS: I bez ściem! Przecież byliście ostatnio na plaży. Nie powiem z czyjego powodu :P
jasne - ja się bez kawy nigdzie nie ruszam! nie i już. dzięki za wyłapanie naszych Ceprowskich błędów :) a nad morzem to faktycznie jakoś tak ostatnio częściej zaczynamy bywać - mniej więcej od lipca nam się tak zrobiło :)
UsuńGóry sa piękne, Babia Góra - cudowne widoki... mam przyjemność zbierać na jej stokach piękne prawdziwki za to ją jeszcze bardziej lubię...
OdpowiedzUsuńto prawda, to jest naprawdę piękne miejsce!
UsuńSuper miejsca, byłam tam kilka razy i chętnie wrócę tam jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńWarto dodac ze szlak z przeleczy Krowiarki do schroniska Markowe Szczawiny po remoncie jest rowny i bez stromych podjazdow, można pchać wozek dzieciecy lub inwalidzki. Jak parkowa alejka.
OdpowiedzUsuńSwietna wycieczka, sama sie zbieram od dluzszego czasu i wybrac sie nie moge ale po tym artykule zlapalam checi na nowo😊 pozdrawiam PS Zawoja to najdłuzsza wies😊
OdpowiedzUsuńDzięki za ten wpis - przypomnieliście mi moje obozy w Zubrzycy Górnej z licealnych czasów i mój studencki obóz wiosenny na Markowych Szczawinach, jeszcze w starym schronisku i zjazdy w misce po śniegu:D Ech... łezka w oku się kręci na samo wspomnienie. A tak nawiasem mówiąc - w Zubrzycy jest fajny skansen orawski, a w Jabłonce ciekawy kościółek. Piękne miejsce na relaks wybraliście.
OdpowiedzUsuńP.S. Dopiero niedawno trafiłam na Wasz blog i tak sobie podróżuję z Wami po kraju:)