Na pewno jest wiele pięknych i interesujących miejsc, które warto zwiedzić w Lublinie. Takich jak np. Starówka z Bramą Krakowską, Zamek lubelski wzniesiony w XIV wieku przez Kazimierza Wielkiego z Kaplicą Świętej Trójcy czy neogotycka Wieża Trynitarska. My jednak Lublin wspominamy bardzo subiektywnie – głównie ze względu na rozpływające się w ustach pyszności oraz dobrych znajomych, których zawsze można tam spotkać.
Nasz Jeden dzień w Lublinie rozpoczął się od usilnych prób Maćka wyciągnięcia zwłok Kasi spod kołdry. Podobne próby powoli zaczęły przeradzać się w nasz podróżniczy rytuał.
W końcu udało się nam jednak dotrzeć o rozsądnej porze autobusem na
stare miasto, gdzie czekało nas miłe spotkanie z Beatą, jej mężem
Wojtkiem i córeczką Julką, których z tego miejsca serdecznie pozdrawiamy
:)
Po sugestii naszych znajomych, udaliśmy się do „Vanilla Cafe” i był to najlepszy wybór ever!
Kasia tradycyjnie zamówiła sobie sałatkę Zorby, która okazała się być sałatką grecką z dużą ilością wszystkiego, a szczególnie zaskakującym składnikiem była szynka parmeńska (!).
Niestety Kasia tak szybko rzuciła się na sałatkę, że Maciej nawet nie zdążył zrobić jej zdjęcia ;) Zostały tylko resztki na talerzu. Ale nadal wyglądają apetycznie, prawda ?
Kasia tradycyjnie zamówiła sobie sałatkę Zorby, która okazała się być sałatką grecką z dużą ilością wszystkiego, a szczególnie zaskakującym składnikiem była szynka parmeńska (!).
Niestety Kasia tak szybko rzuciła się na sałatkę, że Maciej nawet nie zdążył zrobić jej zdjęcia ;) Zostały tylko resztki na talerzu. Ale nadal wyglądają apetycznie, prawda ?
A Maciek, jak to Maciek, na pierwsze danie zamówił sobie tartę z porzeczkami. A na drugie – zobaczcie sami.
Był to największy, najsmaczniejszy i najbardziej wypasiony deser jakiego Maciek kiedykolwiek w życiu zakosztował i nie wiadomo czy jeszcze kiedyś mu się to przydarzy. Gdy kelnerka stawiała przed nim to cudo, wszyscy goście w lokalu odwracali głowy, a Maciek wyglądał jak dziecko, które właśnie dostało bożonarodzeniowy prezent! Jego mina – bezcenna!
Był to największy, najsmaczniejszy i najbardziej wypasiony deser jakiego Maciek kiedykolwiek w życiu zakosztował i nie wiadomo czy jeszcze kiedyś mu się to przydarzy. Gdy kelnerka stawiała przed nim to cudo, wszyscy goście w lokalu odwracali głowy, a Maciek wyglądał jak dziecko, które właśnie dostało bożonarodzeniowy prezent! Jego mina – bezcenna!
Uwagę Kasi zwróciły także ciekawe plakaty rozwieszone na płotku wokół kawiarni. Maciej nie podzielał entuzjazmu Kasi ;)
Szkoda że z Beatą i Wojtkiem musieliśmy pożegnać się tak szybko. Na osłodę, mając wciąż jeszcze w pamięci rozpustę w kawiarni, postanowiliśmy znaleźć uroczą kafejkę, w której moglibyśmy się zaszyć na chwilę.
Szkoda że z Beatą i Wojtkiem musieliśmy pożegnać się tak szybko. Na osłodę, mając wciąż jeszcze w pamięci rozpustę w kawiarni, postanowiliśmy znaleźć uroczą kafejkę, w której moglibyśmy się zaszyć na chwilę.
Udało nam się to w „Pożegnaniu z Afryką”, którą znaleźliśmy w jednej z bram starych kamienic. Urocze miejsce.
To tu właśnie Maciek nauczył się rozróżniać smaki kaw, gdy zamówił sobie Kostarykę Tarrazu San Rafael ciemno paloną, a do tego spróbował jeszcze od Kasi Kolumbii Supremo Medellin ciemno palonej, tj. „kawy nadającej się do picia o każdej porze dnia”.
Zwiedzanie Lublina brutalnie przerwał nam deszcz, którego strugi spłynęły na miasto akurat gdy dotarliśmy na Zamek Lubelski.
Jednak po powrocie do naszej „Jodełki” czuliśmy taki niedosyt, że postanowiliśmy ponownie wrócić na Starówkę. Akurat swój koncert grał zespół „Europe” – wysłuchaliśmy aż jednego ich utworu (niestety nie było to „The Final Countdown”) i z braku miejsca choćby do stania poszliśmy dalej.
Ponieważ dzień zbliżał się ku końcowi, a na starówce pusto (wszak gawiedź zgromadziła się tłumnie na koncercie przed Zamkiem), postanowiliśmy zapolować na kolację. I lepiej trafić nie mogliśmy.
Spodobał nam się „Gramoffon” gdzie po raz pierwszy w życiu jedliśmy placki ziemniaczane z kurczakiem. I wiecie co? Były pyszne. Tak samo jak pyszny jest Lublin, do którego chętnie jeszcze kiedyś wrócimy.
Spodobał nam się „Gramoffon” gdzie po raz pierwszy w życiu jedliśmy placki ziemniaczane z kurczakiem. I wiecie co? Były pyszne. Tak samo jak pyszny jest Lublin, do którego chętnie jeszcze kiedyś wrócimy.
Uwielbiam lody i placki ziemniaczane. Będąc w Lublinie zwiedziłem Zamek,Majdanek i nie odpuściłem sobie wypadu do Zamościa.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZamość to jeden z kolejnych celów naszej podróży - mnie interesuje zwłaszcza cały renesansowy rynek - unikat na skalę europejską!
OdpowiedzUsuńa ostatnio jadłam pyszne placki z dyni - nie sądziłam, że mogą być takie smaczne!
Kasia, jak będziecie w zamosciu to koniecznie idzcie na pierogi do pierogarni zamojskiej. To jest na terenie Zoo w Zamościu:)
Usuńa bardzo chętnie :) dzięki za polecenie. hmmm... w sumie to nie wiedziałam nawet, że w Zamościu jest Zoo - kolejne miejsce, które warto mieć na uwadze. a pierogi lubię. oj, bardzo, bardzo :)
UsuńJa dla tego ryneczku tam pojechałem!Placków z dyni nie jadłem,ale,kroję dynię w drobną kostkę i zagotowuję ją w zalewie octowej z dodatkiem przypraw i cukru(w słojach).Robię też pyszną zupkę mleczną z dyni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:-)
ha! dynia z octem - no właśnie - jadłam ostatnio pierwszy raz w życiu coś takiego u mojego dziadka. Dzięki za przepis! :) bo to naprawdę smakowało super.
OdpowiedzUsuńWitam ostatnio natrafiłem na nową pizzeria w lublinie o nazwie Euforia
OdpowiedzUsuńMają tam różne mięsa z grilla w dobrych cenach do tego ziemniaczki z wody z koperkiem rzadko kiedy w restauracjach można je spotkać,
mają nawet prawdziwy włoski piec do pizzy opalany drewnem pizza z niego wyśmienicie smakuje .Co do cen nie mam zastrzeżeń naprawdę jest tanio
Następnym razem odwiedźcie "Świętego Michała"! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://centryfuga.wordpress.com/2014/07/16/forszmak-lubelski-testy/
Graf zero - wygląda ...fuj!, ale z opisu wynika mi, że to są dokładne takie smaki, jakie ja lubię. dzięki za polecenie. twój wpis pięknie uzupełnia mapę jadłodajni w Lublinie. do wykorzystania przy następnej wizycie. pozdrawiam :)
UsuńW Lublinie tez mają spoko jedzenie w Pałacu Akropol.A na taki deser to i ja sie chyba wybiore!
OdpowiedzUsuńA Zamość to koniecznie pierogi w pierogarni Zamojskiej.
Ja od siebie mogę jeszcze polecić Takami Sushi, bardzo smaczne i niedrogie :)
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj jadam szybko ale jak chodze po lokalach to już chce wiedzieć wcześniej jak to będzie wyglądać. Jak kogoś interesuje to kilka ciekawych lokali z ocenami można znaleźć tutaj: www.miastopasji.pl
OdpowiedzUsuńW Lublinie polecam Pub u Szewca na Starówce lubelskiej. Jadłam tam pyszne lody w pucharku, przy okazji czekania w kolejce do castingu do Bitwy na Głosy :D bardzo kocham Lublin, mam wiele wspomnień muzycznych z tym miastem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńByłam w Lublinie tylko 1 dzień ale trafiłam na fantastyczną niedużą restaurację KARDAMON na Krakowskim Przedmieściu. Obsługa i jedzenie fantastyczne a ceny naprawdę niewysokie. Wiem, że tam wrócę!
OdpowiedzUsuń