No to pojechaliśmy do Wieliczki. Piszę to z lekkim przekąsem, bo kopalnia soli w Wieliczce od dawna była dla nas synonimem „komerchy”. Jednocześnie była też czymś, co w modzie ostatnio nosi popularne miano „Must have”, czyli po naszemu – „musisz to zaliczyć”.
Wiedziałam już dawno, że bilet kosztuje 50 zł od osoby, i stać na niego głównie zachodnich i japońskich turystów. Przygotowaliśmy się. Do świnki-skarbonki już wcześniej odłożyliśmy odpowiednią kwotę, żeby potem się nie denerwować [opcja fotografowania to dodatkowe 10 zł opłaty]. Co więcej - nadłożyliśmy kilkadziesiąt kilometrów drogi z Wołosatego do Wieliczki - tak byliśmy zmotywowani. Mieliśmy tylko nadzieję, że nie pożałujemy.
Wieliczka nie zawiodła – parking w żadnym miejscu nie był tańszy niż 10 zł, przed kasami kłębił się tłum turystów przekrzykujących się we wszystkich językach świata, a dostęp do toalety był - oględnie mówiąc -„utrudniony”. Przed zejściem do podziemi przeszliśmy krótką selekcję, w wyniku której przyporządkowano nas do wycieczki „dla Polaków”. No i dobrze – przynajmniej będzie można posłuchać.
Jak każdy z nas, posiadam swoje słabości. Nie ma ich zbyt wiele – co najwyżej: klaustrofobia, lęk wysokości, agorafobia, lęk przed ciemnością, oraz – jak się okazało – lęk przed wąskimi długimi schodami ciągnącymi się kilkadziesiąt metrów w dół. W trakcie schodzenia bardzo przydała mi się ulotka dotycząca kopalni – mogłam ją czytać i udawać, że wcale się nie boję. Na szczęście obiecano nam, że z powrotem wrócimy windą (ciasną i wąską!).
Na dole czekała nagroda. Kopalnia jest naprawdę imponująca. Muszę więc powściągnąć mój wrodzony sarkazm. Nie pamiętam nazw wszystkich sali i komór, które zwiedzaliśmy, ale było ich sporo. Oprócz sal o naszą uwagę walczyły liczne pomniki, m.in. Mikołaja Kopernika, popiersie Kazimierza Wielkiego, postacie św. Kingi i jej drużyny, górników, koni, krasnali i wiele innych.
Najpiękniejsza ze wszystkich sal to kaplica św. Kingi. Cała wyryta w bryle soli. Przepiękna. Dla tej jednej sali warto było zjechać te kilkadziesiąt metrów w dół. Szkoda tylko, że akurat tę komnatę zwiedziliśmy lotem błyskawicy. W związku z tym, podzieliliśmy z Maćkiem zadania – ja słuchałam, on oglądał i robił zdjęcia. Inaczej po prostu się nie dało.
Za to przewodniczka nieskończenie wiele czasu dała nam na wypoczynek i podziwianie komnaty z pamiątkami i barem fast- foodowym. Na koniec – dla zmęczonych wyjazd na powierzchnię, dla pozostałych – wizyta w podziemnym muzeum. My byliśmy Ci pozostali. Wycieczka w muzeum zajęła nam niemal tyle samo czasu, co całe zwiedzanie kopalni, ale była jedną z ciekawszych atrakcji. Dlatego polecam tę opcję. Można w nim obejrzeć m.in. kamyczki, oobraaazyyy, lampy oraz wyobrazić sobie jak wyglądała praca koni pociągowych w kopalni.
Jednak mistrzostwo świata w marketingu organizatorzy osiągnęli lokując wyjście z jedynej windy, którą można wyjechać spod ziemi, w samym
centrum sklepu samoobsługowego z pamiątkami.
Nie wiem jak Twoja odporność na reklamę, ale na mnie podziałało. Kupiłam sól kamienną do kąpieli, w szczególności zmiękczającą szorstkie pięty.
Nie wiem jak Twoja odporność na reklamę, ale na mnie podziałało. Kupiłam sól kamienną do kąpieli, w szczególności zmiękczającą szorstkie pięty.
A kiedy wychynęliśmy już na zewnątrz – wokół pustka, spokój i cisza. I taka Wieliczka podoba mi się najbardziej.
Poczytaj jeszcze:
Zobacz inne ciekawe miejsca opisane na naszych blogu:
W podziemnej restauracji jest nawet net z gsm ;). A z rzeczy gorszych od tych schodów była imo właśnie ciasna winda :P. W każdym razie Wieliczka robi mega wrażenie!
OdpowiedzUsuńW kopalni byłam całe wieki temu, czyli w ramach edukacji podstawówkowej i niewiele pamiętam, właściwie nic.
OdpowiedzUsuńTeraz nie zjadę na dół, bo klaustrofobia wygrywa, a szkoda, bo widzę na zdjęciach, że warto i to bardzo.
... to teraz sobie pooglądam, wielkie dzięki;)
Nie trzeba zjeżdżać windą na dół do kopalni , tylko można zejść schodami , a później się wyjeżdża windą. Ja też mam klaustrofobię i bałam się wyjechać windą na górę , ale bez obaw bo to nie jest normalna winda tylko górnicza i jedzie się nią o wiele fajniej i bezpieczniej.
UsuńTomek - drogę windą przebyłam z zamkniętymi oczami przytulona mocno do Maćka - na szczęście zanim doliczyłam do 30 (z taką prędkością jedzie winda) - znaleźliśmy się już na górze :)
OdpowiedzUsuńikroopka - ciekawa galeria zdjęć jest też na stronie internetowej kopalni w Wieliczce - podlinkowana w treści bloga - polecam - jest tam dużo informacji!
Mieliśmy podobne odczucia. Ścisk, hałas, tłumy ludzi i pęd do przodu. Warto, ale u mnie wygrywa "starsza siostra" kopalni w Wieliczce, kopalnia soli w Bochni. Może nieco uboższa, ale na pewno bardziej oddająca klimat podziemnych korytarzy.
OdpowiedzUsuńa widzisz Iwona, z tą siostrą to musimy kiedyś zawrzeć bliższą znajomość :) Dziękujemy za wszystkie Twoje komentarze :) pozdrawiamy!
UsuńDzięki Kasiu, to mnie jest miło że trafilam kiedyś na Waszą stronkę, teraz mam więcej czasu na pisanie ( sezon wyjazdów prywatnych i zawodowych powoli się kończy ), będę więc częstszym gościem. Będę wypatrywać nowych wpisów, pozdrawiam - Iwona
OdpowiedzUsuńIwona, to dopiero dałaś nam teraz motywację do pisania :) nie zawiedziemy! pozdrawiam gorąco!
Usuńa byliście również na trasie górniczej? My postanowiliśmy połączyć trasę turystyczną i górniczą.
OdpowiedzUsuńMy zwiedzaliśmy tylko jedną trasę i było to kilka lat temu (co widać też po zdjęciach ;) ) Chcielibyśmy jeszcze raz pojechać i sprawdzić, czy coś się zmieniło. I może właśnie wtedy zrobić dwie trasy?
Usuń